ło co zdrada. Z obu stron ustek wydatnych, dwa dołki, w których się śmiech chowa, w oczach łzy brylantowe i wesołe, które nie osychają nigdy, nie smucą nikogo, a świadczą tylko, że serce bije i czuje. Czoło jak biała przepaska, a po nad niem włosy bujne, niepożyte grzebieniem, wyskakujące pierzchliwie tu i owdzie, buntujące się wstążkom i spięciom. Bursztynowa burza, w której przy słońcu złote nici świecą.
Ubioru żal się Boże opisywać, we wszystkiem jej było do twarzy, a kto na nią patrzał, nigdy stroju nie widział, ją tylko. Jak ojciec, obie ręce wyciągnęła, witając Walka i Szczepka. Dla obu miała dwa uśmiechy, wyważone równiutko, dwa wejrzenia słodkie, oba jednego kalibru.
— O to panowie grzeczni, że dziś przyjechali? — zadźwięczało im słodko w uszach — dziękujemy bardzo.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/23
Ta strona została skorygowana.