Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

lę — odparł chorąży — ale w ręku siły trochę mam.
— Dajże mi chorąży pokój — rozśmiał się Machcewicz — nie wątpię nie tylko o tem, ale i o głowie, bo proszę państwa, cośmy się natańcowali koło złotowłosej Ewuni, a żaden nie śmiał tatka w rękę pocałować, gdy pan chorąży...
Chorąży wstał jakby go ruszyło co.
— Waćpan to skąd wiesz? — krzyknął z impetem.
— Caluteńkie miasto wie, sztafety wysłano do Warszawy! — odpowiedział Machcewicz — drugą do Wiednia, a trzecią do Berlina.
— Ale odczep że się ty komarze odemnie — krzyknął Brdęski.
Testis habco, komarem mnie nazwał — pochwycił Machcewicz — stój waćpan, aresztuję. Jest familja szlachecka Komarów, lecz ja do niej nie należę, komar zaś którym mnie