Po za Ewunią gasły już owe mniejsze gwiazdki, których tam dosyć było.
Młodzi goście się skłonili, podczaszy ich prowadził po staroświecku naprzód do kieliszka, bo po podróży trzeba się ogrzać i pokrzepić, a do wieczerzy czekać długo.
Obok sali pokój duży pełen był łaskawych sąsiadów, którzy już dawszy za wygrane paniom, politykowali i śmieli się i anegdotki siali jak z za rękawa. A węgrzyn gęsto obchodził. Powitano młodzieńców wielkim głosem, powyciągały się szerokie dłonie, pootwierały ramiona do uścisków, brzęknęły szkła. Podczaszy, choć już dobrze rumiany, sobie nalał też.
— Nie darmom ja podczaszy — trzeba obowiązek sumienia pełnić, nikt mi się tu nie wykręci. Wino czyste jak łza panowie... kto mi dobrze życzy... mam tego za cztery litery, kto ze mną i z sędzicem a pisarzewiczem do dna nie wychyli.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/24
Ta strona została skorygowana.