Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

no podczaszanko dobrodziejko, boć to już taić trudno, widzi pani przed sobą śmiertelnie rozkochanego człowieka!
— W kim? w czem? — spytało nielitościwe dziewczę.
— W kimżeby, jeśli nie w tem kompedjum wszelkich doskonałości, jakim jest pani?
— Po obiedzie, widzę, pan chorąży jeszcze szczerszy niż na czczo! — rozśmiała się Ewa — ale ja się bardzo cieszę! bardzo cieszę. Mam tedy raz przecie adoratora! A wie pan co go czeka? Przysięgam na wszystkie świętości, że pierwszym warunkiem i dowodem sentymentu dla mnie będzie, gdy adorator natychmiast pójdzie do Jeruzalem i z góry Oliwnej gałąź mi przyniesie.
Chorąży się rozśmiał.
— Pan myślisz, że ja żartuję? — rzekła — jeszcze raz panu ręczę i przysięgam, iż to trzeba będzie spełnić,