Ta strona została skorygowana.
— Ze pani moją adorację łaskawie przyjąć raczysz?
— Ja nic adorować nie bronię!
— Pani mnie nie chcesz zrozumieć!
— Doskonale, owszem rozumiem chorążego, a pan mnie nie możesz, czy nie chcesz. Ja panu powiadam, jedź pan do Jerozolimy po gałązkę z góry Oliwnej.
— A gdy wrócę! — spytał chorąży.
— Pozwolę naówczas stanąć w szeregu, który tymczasem nim się pana doczekamy, spodziewam się... pomnoży...
— Czy już kto jest na liście? — szepnął Brdęski.
— Nie, dotąd nikogo nie mam, ale też ja niełatwo przyjmuję.
Podczaszy po drzemce się przebudził, rozmowa ustała, Ewunia się wyślizgnęła, i poszli oba z Brdęskim do tak zwanej kancelarji.