wydrukował wśród zygzaków nieostrożny Sykstus, Ewa!
Mecenasowej dość tego było, ażeby się całej tajemnicy domyśleć. Wiedziała, że był krewnym podczaszego, że go do Góry często posyłano, że nagle stosunki się zerwały, że go usiłowano odprawić, wysłać. Była już pewną, że się pokochał w Ewuni, o której wdziękach szeroko prawiono, a pani Bołtuszewska choć się jej dobrze przypatrzeć nie mogła, sama widziała ją też na odpuście w kościele.
— Teraz to już jestem w domu! — zawołała — ot co jest! popatrzajcie! no! no! wysoko patrzy, wysoko. Ale czemużby znowu nie mogło to być? jeśli jest miłość prawdziwa.
Ta miłość prawdziwa, jak ją zwała mecenasowa, była jej życia utrapieniem, szukała jej zawsze, żeby choć zobaczyć, a napatrzyła się tylko najnieprawdziwszych miłości. Mó-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/257
Ta strona została skorygowana.