Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

łą, ale powalaną dość rączkę, na ramieniu — wszystko wiem, i będę panu dopomagała.
Sykstus stał jak wryty.
— Pani mecenasowo dobrodziejko, królowo moja! — zawołał — nie pojmuję jak i zkąd pani mogła takie... takie wiadomości dostać, ale zaklinam panią na wszystko, niech pani...
— Nie wypieraj się chłopcze! nie wypieraj! — tupiąc nóżką rzekła mecenasowa — lepiej mnie mieć z sobą, niż przeciwko sobie. Ja was nie zdradzę, masz na to rękę moją.
Rękę Sykstus pocałował czule.
— Ale pani, to, to, plotki.
— Nie plotki! nie bałamuć! nie kłam! nikt nie plecie, nie wie nikt o niczem tylko ja.
— Zkądże pani?
— Ja? zkąd? a od czegoż rozum? a na co waćpan po papierku pisał Ewa! Ewa i serca malował? Aha? a jakaż to Ewa? hę? juściż byś się