Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

jak szlachcic maluje. Ale sprytne licho, robi sobie z tego postument złoty, aby wyżej stanął.
— Nie może być! mów, mów co wiesz! — poczęła ściskając męża z wielkiej radości pani Bołtuszewska, co między nawiasami mówiąc, tak go, nie będąc zwyczajnem, przeraziło, iż się aż cofnął. Obawiał się snać czego innego, bo w kancelarji powiadano cicho, iż klapsy czasem brał od jejmości, i to zwykle trzewikiem. — Mów, moje serce, mów.
— A jak się rozbębni?
— Któż ma bębnić? ja? ty wiesz przecie, że niema kobiety do sekretu jak ja.
Mecenas głową kiwał dwuznacznie.
— Mów, bo się spalę z ciekawości! — powtarzała jejmość.
— Co tu mówić, chorąży w istocie odziedziczył coś — rzekł mecenas — nie można wiedzieć ile, tyl-