Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

iż się nie godziło tak postąpić z człowiekiem, który mu wcale nie zawinił, a na złą trafił tylko godzinę. Spojrzał oknem, ani koni, ani mecenasa. Zadzwonił na chłopca, markotno mu było, przytem opamiętał się, że u Bołtuszewskiego był Sykstus i że można było przez niego jeszcze tentować o pozbycie się tego niepokoju.
— Bież, leć, nogi za pas — zawołał do chłopca — tego pana, co tu był sprowadź mi nazad, grzecznie! rozumiesz! powiedz, że ja bardzo proszę, bardzo a uniżenie proszę.
Chłopiec kopnął się tak, że na ganku kozła wywrócił, o progu zapomniawszy, przyleciał zdyszany do stajni do mecenasa, ponieważ uniżenie prosić kazano, w rękę pocałował i począł przerywanym głosem zapraszać do podczaszego.
Bołtuszewskiemu się to w głowie jakoś pomieścić nie mogło, zły był,