Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

czasu wzdycha, popłakuje po kątach, zrobiła się pobożną bardzo, czasem niecierpliwą, że jest w niej zmiana, ale ja to wzięłam za zwyczajną tęsknotę młodą... bo to rośnie, wiotkie, słabe.
— Ale zdrowa była jak łania! — zawołał podczaszy. — Hm! Nieuważała asindźka, gdy tu bywał, jak oni byli z sobą.
— Bardzo dobrze i poufale, niemal jak brat z siostrą, boć przecie krewny, pan go sam jak krewnego przyjmował. Ewunia go lubiła, o! lubiła.
— Widzisz asindźka, lubiła go! — westchnął podczaszy. — Licho mi nadało tak często go tu sprowadzać! ale któż znowu, aby pomyśleć mógł, że oczy na nią podniesie.
— I nie ma też dowodu, żeby tak było! — rzekła Kropiwnicka.
— Są dowody! — mruknął ojciec