Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/296

Ta strona została skorygowana.

— Ani jedno, ani drugie.
— No, to jeśli ty nie nudzisz się, ja, przyznaję się, za ciebie i za siebie znudzony jestem. Bywało, miewaliśmy gości, od niejakiego czasu i pies nie zajrzy. Trzeba trochę się odświeżyć, mościa panno. Myślę sprosić sąsiadów i niechbyście zatańcowali.
Spojrzał na córkę, która stała obojętna, ruszyła ramionami tylko.
— Jak się ojcu podoba.
— A tobie?
— Mnie wszystko jedno.
— Hm! Jak to może być, żeby młodej panience było to obojętnem.
Ewunia uśmiechnęła się.
— Ot, tak jakoś. Czasem człowiek wesół, czasem smutny, któż to wie dla czego?
Popatrzył ojciec na nią.
— Toś ty smutna?
— Nie, alem nie wesoła.