Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

— Wszyscy w głowę zachodzą, nikt jeszcze nie dorozumiewa się nawet.
— A! a! niechże go tego rycerza! mospanie, przecie choćby parobka na szkapę wsadzić przyszło i za nim słać, wyszpiegujemy i dojdziemy.
Podobne rozmowy niespokojne, dawały się zewsząd słyszeć.
Ewunia niemniej od reszty pań ciekawa, może więcej niż inne, tuliła się do Kleopatry, i nie spuszczała z oka nieznajomego.
— Wiesz, że tak mu pięknie w tej zbroi, tak wygląda, jak sen jakiś, jak mara! I przynajmniej do dzisiejszych niepodobny. Jaki śliczny! jaki śliczny! Ale któż to taki?
Panna Marta patrzała także, choć z mniejszą admiracją.
— Wiesz, że on długo tak zakuty w żelazo nie wytrzyma — szepnęła — to straszny musi być ciężar, tęgi chłopak ale mi go żal, bo go-