cił oczy ciekawych w mazurze, bo się rozdarł na dwoje i wyszły zeń nogi Dydakowe w butach ze sztylpami, po wielkich śmiechach i uciesze, gdy się obejrzano, a podczaszy oczyma szukał rycerza, przeląkł się już nie znajdując już ani jego, ani giermka![1] Nie było też przez chwilę jakąś Ewuni, ale ta ukazała się natychmiast, znowu.
— Ewunia! serce, gdzieżeś rycerza podziała? — zawołał ojciec nadbiegając.
— Nic wiem, co się z nim stało — odpowiedziało dziewczę — doprawdy nie wiem. Tylko co był.
— Pewnie poszedł gdzie wytchnąć i zdjąć szyszak, boć się mógł upiec w tej zbroi.
Pobiegli do jadalni, ale go tam nie było, w ogród — ani śladu, ktoś wskazał ścieżkę ciemną, mówiąc, że wyślizgnęli się tamtędy z giermkiem, posłano pogoń, nie znaleziono.
- ↑ Wydaje się, że w zdaniu zbędnie powtórzony został wyraz już.