Niespokojny gospodarz pchnął chłopaka do stajni, który wprędce po wrócił z wiadomością, że i koni tych ichmości już dawno nie było. Gospodarz załamał ręce z rozpaczy.
— Wiesz Ewuniu, serce drogie — rzekł, przybiegając do córki — rycerz jak w wodę wpadł.
Ewa mocno się zarumieniła i ruszyła ramionami.
— Kiedy to z takiemi ludźmi! — zawołał — kazałem strzedz, pilnować jak oka w głowie, nie pomogło nic, dali mu uciec. Ale tajemnicę tę odkryję, nie pomoże nic. Wiem i domyślam się potroszę.
— Jak to? któż? — spytała Ewa, niespokojnie chwytając go za rękę.
— Kasztelanic! — szepnął podczaszy — nikt inny być nie może. Mówię ci, zakochał się w tobie, widział w kościele i wybrał sobie ten sposób zaprezentowania się w naszym domu, choć, zawsze bym go, niepro-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/322
Ta strona została skorygowana.