Podczaszy pobiegł ku drzwiom i oko w oko w progu spotkał się ze Sykstusem. Milczący, wryty stał jakby mu do wnijścia drogę zagradzał. Sykstus zdjął czapkę, pokłonił się grzecznie i nizko, przystąpił aby pocałować w ramię podczaszego, i przywitał go bardzo pewien siebie i spokojnie. Stary nie wiedział, co mówić, radby się go był pozbyć jednej chwili, nie było sposobu, wpuścił go więc do kancelarji mrucząc, niespokojny. Niepokój pochodził z tej przyczyny, że oto właśnie zbliżała się obiadowa godzina, że w domu swym dalekiego krewnego przybywającego w tej porze, nie poprosić na obiad, było niepodobieństwem, grubiaństwem, a przy obiedzie Sykstus musiał zobaczyć Ewunię i zatarte wspomnienie odświeżyć się musiało.
Wszystkie te następstwa przyjazdu niefortunnego Sykstusa, przez głowę podczaszemu przebiegły, zmieszał się.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/330
Ta strona została skorygowana.