Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

niechże ojciec z panem Sykstusem przychodzi prędko, aby zupa nie ostygła. Ja wazę przykryję i czekać będę.
To mówiąc spojrzała z uśmiechem na Sykstusa i wymknęła się jak wiewiórka.
Ojciec powiódł za nią oczyma, ale tak przybity, że prawie nie słyszał, gdy Sykstus zaczął mówić.
— Pan podczaszy pozwoli.
— A już musi pozwolić... mów, mów, bo nie mam czasu — ofuknął stary — gadaj, co masz...
— Jakem mówił już, przybyłem do opiekuna i dobroczyńcy po radę — odezwał się Warka — trafia mi się wcale niespodziane szczęście.
— Cóż tam za szczęście? w kałamarzuś je znalazł? — burknął podczaszy — hę?
— Nie, ale ciocia Żylińska...
— A! masz pan, prawda, ciocię Ży-