Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/336

Ta strona została skorygowana.

mień nawozu nie znajdziesz, bo inwentarza ci nie da... No co? no co? Maciek posiał, Maciek zebrał, Maciek zjadł. A na Dołhowoli do trzech dni żółć ci się rozleje, służąc tej babie.
— Więc pan podczaszy nie radzi.
— Nie radzę, nie. Jedź do Lublina, to rada moja.
— Ciotka przecie, jako jedyna i najbliższa krewna, ma pewne prawo rozkazania mi.
— No, to chcesz? słuchaj i nie przybywaj po radę?
Podczaszy był markotny, bo oto bębiono do stołu i nie miał sposobności się pozbyć natręta, który przez cały obiad mógł wygodnie patrzeć w oczy Ewuni i mówić z nią. Trudno nawet było staremu ukryć nieukontentowanie, otworzył drzwi i rzekł chmurno:
— Chodź na obiad!
Sykstus wyszedł za nim. W ja-