Ta strona została skorygowana.
w ogniu, nikt się nie sprzeciwiał, tylko panna Marta była śmielsza.
— E! co! bo pan podczaszy cierpi do Żylińskiej i dziś w takim humorze.
— Ja? w humorze! — mruknął podczaszy — kto teraz może być w dobrym humorze. Niech sobie pan Warczyński robi co chce, ma swój rozum, ja się w to nie mieszam. Ale że mu ciocia Żylińska da pieprzu, to da.
— I pan podczaszy dziś z pieprzem — rzekła Marta.
Stary oczy spuścił.
— A asindźka z solą, z solą! — dodał po cichu.
— Ja jestem jak zwyczajnie, stara panna, do śledzia podobna — rozśmiała się panna Marta. — Żebyś podczaszy się ze mną ożenił, zobaczyłbyś jakbym się w konfiturę obróciła.
Stary nie mógł wytrwać i począł