łaskę dla mnie — rzekł Syksus — ja mam tyle ufności w nim, iż gotów jestem choćby się wyrzec Rozdołki, tylko jakże znowu ciotce odmówić.
— Albo ja ci nakazuję co? albo ja cię zmuszam? — przerwał podczaszy — żeby potem ludzie mówili, że ja buntuję siostrzeńca przeciwko ciotce, że sperandę ci odbieram! Daj ty mi pokój, daj mi pokój. Rób, co ci lepiej, mnie się nie radź, nikogo się nie radź.
Obiad się jakoś skończył. Mimo złego humoru podczaszego, który chwilowo tylko panna Marta przerwała, Sykstus i Ewa byli spokojni. Nie nadużywając swojego szczęścia, młody chłopak pożegnał się zaraz po obiedzie, na utrapienie ojca poszedł jeszcze w rękę pocałować Ewunię i coś z nią cicho poszeptał, a potem pojechał swoim wózeczkiem. Stary go oczyma przeprowadził i odetchnął.
∗ ∗
∗ |