była, a przecież ten stary mąż, jakoś nie smakował, było to już to ostatnie lekarstwo, które podają chorym, gdy o ich życiu zrozpaczą doktorowie. Panna Marta spodziewała się jeszcze może choćby głupawego, ale młodego Dydaka. Wprawdzie być panią podczaszyną miało swe znaczenie, lecz, chodziły długo po ogrodzie, a Ewunia ostrożna już się z tym planikiem swym nie narzucała, zostawiając Marcie czas do namysłu i rachując może na to, że później podziała to lepiej.
Wszakże przy wieczerzy, choć niby nie patrząc, figlarz dziewczyna dostrzegła, iż panna Marta kilka razy okiem baczniejszem rzuciła na podczaszego, jakby mu się lepiej chciała przypatrzeć.
Nazajutrz poszła Ewunia na dzień dobry do ojca.
— A! jakże ja tatkowi jestem wdzięczna za to, że pannę Martę u-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/348
Ta strona została skorygowana.