Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/367

Ta strona została skorygowana.

Przed Ewą nie chciał się wydać bardzo ze złym humorem ojciec i wyszedł, puszczając ją przodem, a za sobą wiodąc Sykstusa, który postępował nieśmiało.
— Wiesz, tatku — ozwała się Ewa — jaki niedobry list miałam od Marty, jaka ona niegrzeczna! Wszakże do nas przyjechać nie chce. Mówi, że nie może, a ja powiadam, nie chce.
Podczaszy się zapomniał i zerwał z krzesła.
— Co mówisz? nie przyjedzie! dla czego?
— Albo ja wiem — ruszyła ramionami Ewa — to dziwaczka, śmieszne rzeczy mi popisała, może później powiem tatkowi.
— Jakto? i nie przyjedzie?
— Nie obiecuje.
— A! to już nieszczęście — rzekł podczaszy — szczególniej dla ciebie.