Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

— A i przez posły wilk nie tyje — mruknął podczaszy.
— No, ja ręczę, że pan Sykstus...
— Co pan Sykstus! zaraz pan Sykstus! on ma co do czynienia i tak...
— Ja pojadę najchętniej.
— Nie, nie — zawołał ojciec — asan jedź i pilnuj swojego gospodarstwa, ot, co życzę, i oducz się tego trędania od komina do komina. To sobie dobre dla tych, którzy nic do czynienia nie mają, a kto na przyszłość pracować musi...
— Ja, panie podczaszy dobrodzieju — odparł Sykstus z pokorą — nigdzie a nigdzie nie bywam, prócz tu w Górze, a dom pański nawykłem uważać, jako mojego opiekuna i dobroczyńcy.
Z krzesłem się aż do niego odwrócił podczaszy nagle.
— Mój kochany Warko, nie drażnijże ty mnie tym opiekunem i dobroczyńcą. Nie opiekowałem się a-