Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/372

Ta strona została skorygowana.

Panna Marta bawiła swojego utajonego konkurenta, podczaszy sypał anegdotkami.
Jednakże ilekroć powracał do siebie stary, smutniał bardzo jakoś i wielce zdawał się zakłopotany. Tego dnia po wieczerzy kazał przynieść do sypialni buteleczkę węgierskiego i zaprosił księdza Gulę z sobą.
— Chodź, ojcze, wypijemy na sen po kieliszku, pogawędzimy.
Reformat skłonił się i poszedł, zasiedli oba w krzesłach, cmoktając po troszę kapkę.
— Wiesz, ojcze — odezwał się po namyśle podczaszy — bieda to człowiekowi samemu na starość. Ot, powiem ci, myślę sobie, lada dzień może się kto trafić Ewuni, pryśnie mi z domu, i zostanę jak palec.
— Może też zięć zamieszkać zechce przy panu...
— A! dziękuje ci, choćby był cukrowy, to nam obu życie skwaśnieje.