Ta strona została skorygowana.
Stary ramionami ruszył.
— Cóż tam znowu? co?
Wyjął z za kontusika papier Sykstus i położył go na stole.
— Cóż to jest?
— Kontrakt od cioci Żylińskiej na lat dwanaście, i proszę pana podczaszego, ułożyliśmy się tak, że sześćset talarów w gotowiźnie płacić będę, a resztę w naturze, leguminami, zbożem.
— Jakto? więc za 900 puściła?
— Sto mi darowała sama.
— Toś się w czepku urodził, mosanie — zawołał podczaszy. — Tylko że z babą, sekutnicą, kontrakt choćby najmocniejszy, zagryzie cię, gdy zechce, wyrzeczesz się i jego dzierżawy i cioci Dołhowoli.
Patrzał na kontrakt podczaszy, wziął go do okna, czytał i położył na stole.
— Winszuję — rzekł — gracz z asana, tylko bieda, że widzę gospo-