Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/397

Ta strona została skorygowana.

łość Boską, a w takim razie ja słowo cofam i wyjeżdżam natychmiast.
— Ale cóż tu robić? powiedzże asindźka sama, co tu poczynać? Ja jej za niego wydać nie mogę.
— Zmiłuj się, kochany panie podczaszy, powoli, powoli pocóżeś młodego chłopca przez tyle lat do domu sprowadzał, trzymał go po dni kilka, dawał mu się zbliżyć do Ewuni, sam temu winien jesteś.
— A któż mógł aby pomyśleć o podobnem zuchwalstwie? — przerwał podczaszy — mógłżem przypuszczać, że on się ośmieli, że ona takiego hołysza... tfu!
— Ależ bo to i krewny wasz pono?
— Dziesiąta woda po kisielu, panno Ciwunówno, co za pokrewieństwo, moja babka a jego matka były sobie cioteczne siostry.
— I dobrego rodu.
— Co mi z tego rodu! — fukał stary — ja go nie chcę!