Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

Skarbnik siedział bokiem, tak że mu przez pustą salę na jadalny pokój otwartemi drzwiami wszystko widać było, patrzał też z pod brwi siwych nawisłych, uważnie i coraz to westchnął.
— Co asindziej tak tęskno powzdychujesz? — spytał Gula — czy jegomości żal młodości, czy zazdrość że tamtym na świecie wesoło?
— I, nie! — odparł szepleniąc skarbnik — a no sobie myślę, myślę i przemyślam, kto tę jagódkę zerwie.
— Jeśli asindziej mówisz o pannie Marcie — przerwał rubasznie Gula — turbacja słuszna, bo jagódka dojrzała, dojrzała!!
Skarbnik się omal sarniną nie zadławił ze śmiechu, ręką o stół uderzył.
— Co też to sobie, reverendissime, żartujesz — zawołał — toć to już jagoda, jagoda! jagódka co ją ledwie słońce zarumieniło, to nasz aniołek