kochany, panna podczaszanka. — Hej! hej! — mówił dalej, potrącając na pół próżnym kieliszkiem — jak człek patrzy na tę świeżość, młodość, śliczność, a pomyśli jakie to ją może losy czekają! aż się serce ściska.
— Co za losy czekać mają — ofuknął Bernardyn — takiego ojca córka, piękna, bogata, rozumna, dobrego rodu, też to aspirować może bodaj do największych splendorów! A ma, chwalić Boga, w czem wybierać!
Skarbnik głową pokiwał, jakby niedowierzająco.
— Zapewne że ma w czem wybierać — szepnął cicho pan Paweł — ojciec dobrodziej ma słuszność, wszystko w niej zakochane, jak koty.
— Ale to wszystko, wszystko, ta dzisiejsza młodzież, to plewa, mospanie, lekka, faryna, fiu! fiu! — mówił skarbnik — na oko niby się to świeci, a w rzeczy, niewiele warto.
— O! o! przerwał Gula — nibyście
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/42
Ta strona została skorygowana.