Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

twarz Sykstusa, podniósł się i wyprostował, wzrósł jakoż.
— Chcesz waćpan — zawołał — abym powiedział co myślę i dał dowód, że czuć umiem — no, to powiem, powiem, że mi się tu tego bóstwa nikt nie wydaje godnym, że nie ma, a raczej nie widziałem jeszcze istoty coby ziemię, którą ona stopą dotknęła, ucałować był godzien. Cóż dopiero podać jej do ołtarza rękę.
Zarumienił się, zawstydził, pomiarkował i pod pozorem, że go potrzebowano, pierzchnął. Wszyscy po sobie spojrzeli, skarbnik głową potrząsł, komisarz spuścił oczy, Gula uśmiechnął się.
— Słyszeliście? — spytał skarbnik — co to przez niego zagadało? hę?
Reformat dobył tabakierki zwolna, pokręcił wierzch jej aż zapiszczał, począł zgarniać tabakę w stożkowa-