Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

tą formę, ujął niuch w szerokie palce, pociągnął mocno i zapatrzył się w sufit. Nagle, jakby sobie co przypomniał, tabakierkę wyciągnął ku skarbnikowi, który podziękował i podał komisarzowi, który przyjął i palce w mej umoczył.
— A wiecie waćpanowie? — rzekł skarbnik — prawdą a Bogiem, ten oto mizerota, ubożuchny Sykstus, więcej wart od nich wszystkich, i gdyby sprawiedliwość była na święcie, jemuby się jagódka dostać powinna.
— O! o! o! jeszcze! co asindziej bałamucisz! co? gadaj-że, pleć pleciucho! — zawołał Gula — koszałki opałki! Ten! chłopak, pauper! golissimus! Gdzież to asindziej widziałeś by się takie dobierały stadła! Dalibyście gadaniu pokój.
Komisarz podniósł głowę ostrożnie, jak żółw ze skorupy.
— Za pozwoleniem — odezwał