Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

Poczęły się tany od polskiego zawczasu, a ani się opatrzono, jak na wschodzie wyiskrzonym poczęło świtać. Skrzypki, choć je pojono, ledwie już rzępolili, basista drzemał, tak, że głową coraz o szyję instrumentu uderzał, a no już z nawyknieniu swoje dwie nuty piłował, choć śpiący. Klarnetowi tchu nie stało, trzymał go w ustach, ale rzadko kiedy zadął i to tak piskliwie jakby się prosił, żeby mu już pokój dano.
Kulik też z Kurzej Piętki wybierał się z powrotem, zapraszając do siebie i powoli goście się wymykali, wołając o konie, bo nikt dłużej nie chciał podczaszemu po takiej nocy kłopotliwej być ciężarem.
Panny nawet ustały i poprzysiadały po kątkach, mało która do ostatniego mazura wziąć się dała. Na twarzach widać było znużenie. Miano się rozjeżdżać, tylko koni doczekać się było trudno, służba też dłu-