Ta strona została skorygowana.
wość twej młodości, twego bogactwa, a potem, próżność w nich gra, aby jeden drugiego ubiegł, a potem... O! — zawołała, rzucając ręką — wszyscy oni ile ich jest, bez sądu na szubienicę!
— Moja ty Marciu! moja ty droga! — odezwała się patrząc na nią Ewunia — co też ty wygadujesz! Są może jacy gdzie źli ludzie na świecie, ale tu niema.
— Tyś jeszcze dziecko! zobaczysz, to gadziny, to kameleony, to krokodyle.
Ewunia parsknęła, ale innym śmiechem, i pocałowała ją.
— Zkąd ci taki gniew do nich?
— Gniew! jeszcze by też! żebym ich miała gniewem moim zaszczycić — odezwała się szydersko — ja niemi gardzę.
— No, a mnie się oni wszyscy bardzo podobają — naiwnie domówiła Ewunia — doprawdy.