Zapusty rozpoczęte zabawami w Górze, później u państwa Przyrowów, którzy świetnie występowali i trzy dni całe nie puścili gości, zmuszając ich na przemiany jeść, pić, skakać, skończyły się u pana podkomorzego, gdzie cały poniedziałek i wtorek do północy tańczono nader ochoczo.
Byli tacy niesumienni ludzie, którzy zamierzali zegary pozatrzymywać i o parę godzin jeszcze przeciągnąć zabawę kosztem postu, ale surowy kapelan podkomorstwa, ksiądz Hieronim, zgromił śmiałków i równo z wybiciem dwunastej, wniesiono na półmisku starym obyczajem śledzia, skrzypki ustały, post się zaczął.
Czas też było wytchnąć, bo w ostatnim tygodniu, nie spał prawie nikt i młodzież nawet nóg pod sobą nie czuła.
Na twarzy Ewuni, jaśniejącej krasą młodości, znać było znużenie, pokryjomu ziewnęła nieraz, panna Marta
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/58
Ta strona została skorygowana.