Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

parzeni rozbiegli. Wszystko to były znaki. Przy wieczerzy w Kurzej Piętce, gdzie, choć zaprosili Sykstusa, miejsca dla niego nie stało, panna na talerz wzięła pieczystego i poszła go sama nakarmić. Słowem, powiadam ci, tysiąc poszlaków, a skarbnik mi mówił, że gdy Sykstusa raz o nią zagadnęli, odezwał się tak, iż języka w głębie zapomnieli. Buchało z niego. Zresztą jam to już niejeden tej tajemnicy panem, drudzy też potroszę się domyślają.
— To niechżeby kto powiedział podczaszemu, a przestrzegł — dorzucił Walek.
— Namawiałem Gulę, bo to jemu byłoby najskładniej, a najwłaściwiej, dał mi tabaki, potrząsł głową i odmówił, to nie moja rzecz.
— Któraś ze starszych pań powinnaby to uczynić, albo — mówił Walek zamyślony.