cze niewidziana rzecz — ozwał się rejent przecierając oczy — żeby niefortunni koloandrowie do kupy się zebrali opłakiwać niedolę swoję. Brak nam wprawdzie chorążego, pana Dydaka i jeszcze może kogoś, ale zawsze komplet mamy i sesję zagaić można.
— Żart na bok, panie Machcewicz — ozwał się gospodarz — któż nas to wszystkich tam ubiegł?
— Ciekawym od was posłyszeć — zawołał zakochany Litwin — i bardzobym się dowiedzieć rad, bo go wyzwę i na kapustę posiekam.
Walek i Szczepek spojrzeli po sobie, jakby się porozumiewali oczyma, ostatni chrząknął, sparł się na łóżku i począł powoli.
— Siekać nie ma kogo, ani się z nim rozprawiać, bo, choć to uczciwy a przezacny dom szanownego podczaszego, ale brudna intryga pannę od wszystkich odstręcza. Jesteś-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/70
Ta strona została skorygowana.