Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

czułością, odmalował swój stan ciężki, swoje ubóstwo, obowiązki względem żyjących rodziców i wytargował się tak, że go pokwitowano razem z Hieronimem z posagu, którego jak sam mówił, nie był w stanie zapłacić chyba za lat kilkanaście.
Hieronimowi z tej wspaniałomyślności pana Zmury ani grosz nie wpłynął, cała ta robota nawet była zakrytą przed nim. Gdyby to nawet i doszło do niego wówczas, nie byłby się może upominał o swoją część darowizny, bo poczynał powtóre najodważniej gospodarstwo na dziesięciu chatach, z dłużkiem znowu, i nie wychodząc z trybu zwykłego, w trzy lata potem przez nieurodzaje, przez szachrajstwa ludzi co z nim do czynienia mieli, przez proces jakiś z sąsiadem, który pod pozorem że jego chatki więcej dotykał, sam za brata i za siebie podejmować musiał — tak podupadł, że sam się zaofiarował znowu chat siedm sprzedać bratu, zostawując sobie tylko trzech najzamożniejszych i najulubieńszych gospodarzy.
Ale teraz już brat Paweł nie był tak skory do nabycia, wiedział że mu tam nikt pod bok wejść nie zechce; skwierczał, piszczał i ledwie dał się uprosić, że na wpół darmo wziął resztę, a długi braterskie spłacić się zobowiązał. Pan Hieronim jeszcze nie myśląc się żenić, został z trzema chatami, wesół i szczęśliwy, znowu pracując zapamiętale, bo praca była jego życia potrzebą.
Wtenczas to dopiero zobaczył swoją Kostusię, a miłość ich musiała być gwałtowna, kiedy oboje ubodzy pobrali się, nieobawiając podwójnego niedostatku, a pan Hieronim nie przeląkł się nawet wielkich obowiązków jakie brał na siebie, nic prawie nad pracę swoją niemając do podziału z żoną, na przyszłość, dla spodziewanych dzieci!
A! to też niezrażony niczem, na pracę swą rachował jeszcze, niechcąc uwierzyć, że do niej nieodbitym pomocnikiem musi być los.... musi być trochę tego co zowią szczęściem, a co w istocie jest rozumnem zrządzeniem Bożem.