wcale nie myślę, żeby się nam na co ta wiadomość przydała, muszę spełnić jego żądanie.
— Ale naprzód, pozwól się spytać — żywo przerwał Paweł — czy wam pomógł stryj Kasztelanic?
— Nie — odparł Hieronim spuszczając oczy — Paweł uśmiechnął się nieznacznie.
— Ale nie o to idzie — mówił dalej młodszy — pan Samuel, jak wiesz zapewne, bawi tam od dawna z Rotmistrzem, stara się o pomoc jaką dla niego i darmo. Kasztelanic nieużyty dla nikogo i im nic uczynić nie chce, wszystkich razem odsyłając do testamentu.
— Powiedzże mi, ale istotnie tak bardzo bogaty? bo tu różne wieści chodzą? — spytał Paweł.
— Cóż chcesz? wiesz że ma z parę tysięcy dusz, że nigdy podobno intraty nie przeżywa, że nikomu grosza nie daje, że na nic nie traci, łatwo wnieść co mieć musi.
— A to tam miliony! miliony pleśnieć powinny! — żywo i z uśmiechem pożądliwym, zawołał starszy.
— Być może, ale najpewniej nie dla nas, choć Kasztelanic łudzi nas testamentem. Posłuchaj tylko[1] Kasztelanicem włada faworyt kamerdyner, faworyta panna Aniela, kandydat na faworyta Jasiek; wszyscy nań czyhają, opasali go strażą i czynią dla krewnych nawet nieprzystępnym. Samuel nic poradzić nie może, Jaś podobno o sobie tylko myśli.
— O! to urwisy te Józefowicze, jak tatko! — nierozmyślnie zawołał pan Paweł — takie to musi być dobre jak szwagierek pan Sobocki, którego dziś bez sądu na szubienicę prowadzićby można.
— Co chcesz, mój kochany Pawle, każdy podobno najwięcej o sobie myśli. — Pan Samuel więc żąda, ażeby się familia zebrała, naradziła i kogoś mu w pomoc przysłała, sprytnego, aby Kasztelanicowi umiał się podobać, a uchowaj Boże śmierci na niego, nie dał pochwycić nam z przed nosa spadku. Ja się w to wszystko mieszać nie chcę i nie mogę; wiesz jak nas jest wiele, trzebaby od wrót do wrót rozpocząć piel-
- ↑ Błąd w druku; brak znaku przestankowego.