wi jeszcze nie przyjść choć się czekać kazali. To dumna ta twoja familia! gołe a pyszne! do mnie, do piszczyka nie bardzo im się chce. E! żeby mi no Pan Bóg dał w moje łapki ich wziąść kiedy, toby skakali! oj! oj! dusiłbym, dusił jak cytrynę... Ale poczekajmy; nie bez tego żeby nie wyrósł im jaki interes, przyjdzie kreska na Matyska, dopiero zobaczymy!!
— Ale poczekajże! bądź cierpliwy, jeszcze przyjdą, dali słowo!
— Przyjdą, nie przyjdą! — zawołał Mateusz gryząc do krwi palce — to mi wszystko jedno! i rzucił klątwę której powtórzyć niepodobna, tak była szkaradną.
— Idą! idą! — wpadła służąca zadyszana — idą!
— A przecie idą — rzekł rumieniąc się i spiesząc do drzwi, ale w progu wstrzymał się i żonę idącą nie puścił. — Czekaj — nie wychodź przeciwko nim; cóż to za figury! trzeba umieć swoją godność utrzymać; ktoby powiedział, że mi wielką łaskę robią!
— Ale mój Mateuszu, to stary stryj i stryjenka!
— Choćby i dziadunio, to nie pójdziesz! — wrzasnął zamykając jej drzwi przed nosem.
Kobieta zaczerwieniła się cała i ujęła w boki.
— Słuchaj! — rzekła groźno — gdyby nie to, że nie chcę teraz kłótni robić, postawiłabym na swojem i zrobiłabym jak chcę — ale ci tego nie daruję!
— Strasznie się też ciebie boję! — odparł szydząc Sobocki i drzwi puścił. — Idź zresztą kiedy ci się tak zachciało, ale ja krokiem się nie ruszę.
Goście już byli w sieni; Antosia zaraz wybiegła naprzeciw nich, a mąż jej został w pokoju, cały zaperzony i nadęty chodząc żywo; gdy się ukazali w progu Antoniostwo, powitał ich dość kwaśno, niegrzecznym prawie ukłonem i z miną urazy rzekł:
— Przecież państwo łaskawi na nasz domek ubogi — prosimy, prosimy... niech też państwo siadają.
Antosia, widząc to, cała była czerwona z gniewu i boleści.
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.