Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

tam macie? jak się wam powodzi, i o kochanym Hieronimie.
— Wszyscy dzięki Bogu zdrowi, ojciec, matka, moi, i Hieronim także.
— Ale jak tam temu biedakowi się powodzi, bo to coś oni jak to małżeństwo — Ożenysia, ne żurysia, pijde ty rukoju; żonka pijde za borszczom, a ty za mukoju[1]. Niebożęta ubodzy bardzo, a dzieci kupa.
— Prawda! nie wiemczemu to przypisać — obojętniej odrzekł Paweł — równeśmy schedy wzięli, a pan Hieronim dziś o trzech chłopkach, a o czworgu dzieci. I nie wiedzieć jak, boć nie przehulał i pracował; jam sobie prędzej trochę pozwolił, żona mnie też nie bardzo zbogaciła, a dziś on stracił, ja we dwoje prawie przyrobiłem.
Pribud szczastje, rozum bude[2] — odparł stary wzdychając — ty masz, on niema szczęścia — ot cały sekret.... Ale Bóg go może pocieszyć, bo wart.... Ciężkież to życie nie jemu jednemu, wszystkim; ubóstwo nie tak straszne jak się zdaje.... Wowk ne takij łychij, jak strasznyi[3], toż i z ubóstwem, mój Pawle.
— Zastanęż siostrę? — spytał Paweł chcąc rozmowę odwrócić.
— Ba! a gdzieżby się podziała — z Rohoży jedna tylko droga i tę oni nie często przebywają. Siedzą w domu cicho i dość im siebie, a Generałowa bawi ich opowiadaniem, które nawet dzieci na pamięć umieją.

Tak gawędząc do późna z Dziaduniem, weselej niż się spodziewał przebył wieczór pan Paweł; — stary go macał z różnych stron, żeby się coś o celu podróży podejrzanym dowiedzieć.

  1. Ożeń się, nic turbuj się, pójdzie ci ręką; żona pójdzie za kwasem, a ty za mąką.
  2. Przybądź szczęście, rozum będzie.
  3. Wilk nie tak zły, jak straszny.