— Mój Pawełku — rzekł nakoniec, wejrzenie rzucając nań znaczące — a co słychać o Kasztelanicu? Wszak to tam miała być Hieronimowa?
Tem pytaniem z nagła rzuconem tak się zmieszał pan Paweł, że się aż zarumienił; widoczne to na twarzy niedouczonego jeszcze spekulanta stropienie, nie uszło oka starca; ruszył ramionami, szepnął po cichu do siebie, pewnie jakieś przysłowie i począł dalej:
— Nie słyszałeś, czy jeździła, i z czem powróciła? Mnie się coś zdaje — ne bude z toj kozy miasa[1].
Utaić się nie było podobna; zresztą, byłby się stary gdzieindziej dowiedział, i pan Paweł rad nie rad, wiele rzeczy z lekka tylko natrącając, powiedział po trosze jak było.
Stary patrzał na niego jak w tęczę, myślał, zachmurzył się, gdy przyszło do poselstwa pana Samuela, o którem nadmienić wypadło.
— Hody — rzekł wże wse znaju[2], nawet po co ty się telepiesz po brodach do Rohoży. Ne bude z toj kuźni hroszy[3], kochanku... ty już coś spekulujesz!! i myślisz... Za tym Boże, chto koho zmoże[4]. Ale wy wieje was jest, nie znacie Kasztelanica, jak ja go od dzieciństwa znam... wiem ja lepiej od was całe jego życie! Myślicie go ułowić, a on was wszystkich oszuka! Nadijaw sia Did na obid, ta poszow spaty ne iwszy[5]; nie rachujcie na jego skarby, bo się oszukacie.
Pan Paweł stanął osłupiały i zmieszany, stary się rozśmiał:
— Kto sije, toj sia nadyje[6] — dodał — jak sobie chcecie, a co mnie do tego? Widzę przez skórę, że są projekta, ale daremne.