Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Na ten raz jednak ujrzał pan Paweł, nie bez niepokoju i zdziwienia pomimo wesołości na twarzy szwagra, jakiś przelotny cień nieukontentowania, na wstępie mu niezwykły... Co temu była za przyczyna, ani się śmiał domyślać; wziął to za chmurkę po burzy domowej, po sporze małżeńskim.
Z pierwszych słów jednak przekonał się zaraz, że Żmura coś osobiście czuł do niego, i zimniejszym okazywał się niż kiedy, z intencją wyraźną.
Rozmowa w początku toczyła się dosyć obojętna; aż gdy o wszystkich i o wszystko wypytywać poczęto, wypadło nadmienić i o Hieronimie, o podróży żony jego do Kasztelanka, o której zresztą już pan Żmura pokazał się wprzód uwiadomiony, ukośnie spojrzał na pana Pawła gospodarz i rzekł:
— Biedny Hieronim, biedny Hieronim!
To użalenie nie w smak poszło Pawłowi.
— Ale mówcież o Kasztelanicu — dodał Żmura — ja tam o waszę tę sukcessję nie wiele dbam, choćby mi się także dla dzieci przydała; ale mi chodzi najbardziej o Hieronima, jemu to najgwałtowniej potrzebne.
Coraz bardziej tem nastającem ubolewaniem nad losem brata, uczuł się dotknięty pan Paweł, a widząc że to są pokryte jakieś wymówki, rzekł z cicha:
— Ale kochany szwagrze, cóżeśmy temu winni, że Hieronim traci i traci?
— Alboż mówiłem żeśmy winni? — zapytał Żmura spoglądając na siostrę.
Generałowa zażyła tabaki, zacinając usta i z lekka potrząsając głową, a Tekla spuściła oczy.
— Mów o Kasztelanicu — rzekł Żmura — to ciekawa historja; cóż tam o nim słychać?
Wszyscy się zsunęli; Paweł począł ostrożnie, ale gdy przyszło do majątku, wziął się na potrzebny fortel i niedowierzanie w wielką jego fortunę okazywać począł.
— Te sukcessje — rzekł — to zwykle wielkie bańki mydlane; kłopotu może być wiele a korzyści mało; majątek na oko duży, ale kto tam wie dokładniej co