Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

dała tabaczki przybyłemu i poczęła w bardzo oklepany sposób:
— W roku 1815, mój mąż, były generał... miał brać spadek po litewskim Pachniewiczu, bogatym obywatelu w Mińskiem... Otóż powiem Asińdziejowi.
— Nie wziął! — przerwał brat — to już Paweł słyszał.
— Jak to? czyż mu to opowiadałam? — zdziwiona i kwaśno spoglądając na obu spytała Generałowa, z wyrzutem bratu widocznym.
— A! czyż raz, kochana siostro.
— Widzę tedy, że pamięć tracę.
Nadeszła Tekla, poczynając rozporządzać herbatą, którą wnoszono; ale Generałowa nieukontentowana pomściła się na niej, odsuwając ją od pełnienia obowiązków gospodyni.
— Ty, moja kochana Teklusiu, lepiej zapewne jak ja potrafisz brata zabawić, a ja lepiej może urządzę herbatę...
— Samowar kipi! — przerwał brat nieustannie siostrę w ten sposób drażniący.
Odeszła wreszcie pani Pachniewiczowa, kwaśne i gniewne tylko na brata rzucając spojrzenie.
Reszta wieczora zeszła na rozmowie długiej o gospodarstwie, łowach, domu, dzieciach i familji. Żmura, jak to z początku już uważał pan Paweł, choć grzeczny, zimny był, a nawet szczypiący niekiedy. Wejrzenie tylko Tekli zdawało się go wstrzymywać od jakiegoś wybuchu. — Generałowa po kilkakroć rozpoczynała swe opowiadania, o kampanji tureckiej, o pobycie w Tule, o spadku po Pachniewiczach Mińskich, o swej podróży do Odessy i t. d. i t. d. ale jej brat nigdy nic porządnie dokończyć nie dał, przypominając że to już słyszeli. Bawiono się tak do dziesiątej, a powtarzane ziewanie Kapitana, który zwykł był kłaść się o dziewiątej punktualnie jeśli w karty nie grał, rozespanie dzieci przyzwyczajonych do snu wczesnego i głośne „dobranoc“ księdza Mosiewicza, oznajmiły nieco