Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

niespokojnemu Pawłowi, że czas pójść naprzeciw, do wyznaczonego pokoju.
Po pożegnaniu, Żmura wziął za czapkę i przygotował się go odprowadzić.
— Tobie późno już, moje serce — odezwała się Tekla — ja bratu pokój jego pokażę.
— Nie — ty idź spać z dziećmi; ja na chwilę z nim pójdę, mamy z sobą do pomówienia.
— To jutroby może! — błagała żona chwytając męża za rękę.
— Lepiej dziś, jutro już będziemy wolni.
Wejrzeniem tylko usiłowała jeszcze uprosić męża, ale daremnie. Pan Paweł niespokojny poszedł z nim, oglądając się na biedną i widocznie niespokojną siostrę.
Takie jest nawyknienie Poleszuków do ognia, że w pokoju pana Pawła, pomimo lata, zastali już w kominie płonącą ogromną olchę. Żmura milczący stanął przy kominie i grzał się machinalnie, nałogowie, zdając się oczekiwać na rozejście ludzi. Gdy sługa się wyniósł, wyjrzał za nim, wyprostował się jak struna i poszedł do pana Pawła z twarzą, która gotowość do rozpoczęcia ważnej rozmowy zwiastowała.
— Wiesz mój Pawle — rzekł — że ja lubię wszystko kończyć po żołniersku; u mnie co w sercu to na języku, jestem gorączka.....
— No? ale cóż możesz mieć do mnie? — z nieśmiałem wejrzeniem i uśmiechem rzekł Paweł, usiłując nie podlewać oliwy do ogniska.
— Miałem cię i mam jeszcze za uczciwego człowieka — ciągnął dalej Żmura — ale mi się musisz wytłómaczyć z tego, co zrobiłeś z Hieronimem.
— Ja? z Hieronimem? a cóżem ja mógł z nim zrobić?
— Posłuchaj naprzód, potem się wytłómaczysz. Wiesz żem ci posag Tekli tak jak darował cały, bom z niego pokwitował, nic prawie nie wziąwszy... Czyś ty myślał że ja to dla ciebie tylko zrobiłem?
— A dla kogoż? — spytał Paweł zacinając się.