Tekla uciekła, Generałowa śmiało wystąpiła do boju, posuwając się w środek izby.
— A! to już tak!
— A kiedy tak, to co? — zapytał brat marszcząc się.
— To pójdę spać — urwała Pachniewiczowa — ale jutro się rozmówimy.
— O! jutro, jak sobie chcesz; tylko mi dziś daj pokój, dobranoc lubko, i drzwi zamykaj!
Kapitan trochę rozjątrzony, posłał zaraz po trzy jeszcze butelki, na złość babom, jak mówił i pili do drugiej wesoło, bo Paweł lubił hulankę, i nie mając już interesu na karku, zręcznie się do czasu wywinąwszy, chętnie placu dotrzymywał szwagrowi.
W Rohoży niedługo zabawił nasz podróżny; spieszył z poselstwem do stryja, ostatek nadziei swoich zawiesiwszy do rozmówienia się z nim. Wmówił łatwo szwagrowi, że Hieronim wcale pokrzywdzony nie był. Dobroduszny i poczciwy Żmura wszystkiemu uwierzył, i poił zapamiętale pana Pawła, usiłując go w ten sposób za chwilową swą żywość i podejrzenie przeprosić. Pawłowi zaś nie tyle jeszcze było pilno do Piotra, ile się obawiał Żmury, któremu śmiało w oczy spojrzeć ostatek niedopalonego wstydu nie dawał. Trzeciego więc dnia zaszła nejtyczanka, wśród opowiadania przy śniadaniu pani Generałowej o kampanji tureckiej, o Generale Dybiczu, i dziwnej śmierci jej męża, napróżno wszyscy usiłowali wstrzymać jeszcze gościa choćby na dzień jeden. Tekla żeby go widzieć, Żmura żeby go poić, Generałowa żeby mu opowiadać, bo domowi wszystko już słyszeli; pan Paweł wyżegnany najserdeczniej i wyprawiony z ogromnemi po staroświecku zapasami, które się nazajutrz popsuć miały, odjechał.