Do Zrębów pana Piotra było mil dziesięć; wyrachował sobie podróżny, że drugiego dnia ku wieczorowi tam stanie. Ale co innego tu było dojechać, a co innego do Rohoży. Nim zajedziemy do Zrębów i bliżej przypatrzym się panu Piotrowi Zawilskiemu, chcielibyśmy żeby czytelnicy nasi przypomnieli sobie cośmy im o nim w statystyce familji Zawilskich powiedzieli; jest to niezbędnie potrzebne do zrozumienia obrazu, który im mamy przedstawić. Pan Piotr, w skutek ożenienia i życia w wyższem towarzystwie, całkiem na innej był stopie. Jako stryja i powszechnie szanowanego ze swego charakteru człowieka, należało go powitać, choć bliskiemu krewnemu, przebrawszy się we frak i o przyzwoitej godzinie. Pan Paweł w dodatku nieoswojony z państwem, jak je nazywał stryjowskiem, bał się go dosyć i okrutnie skrobał w głowę na samą myśl przebycia tam dni kilku. Dom to był nie w rodzaju tych do których przywykł uczęszczać, w nim muzyka, kwiaty, książki składały zabawę; rozmowa nawet chodziła ścieżkami, któremi trudno było za nią zdążyć panu Pawłowi, czuł z góry, że mu tam będzie ciężko i nudno. To też w miarę zbliżania się do Zrębów coraz posępniał podróżny, i nie ledwie miał ochotę się zawrócić. Jemu takie towarzystwo jak Żmury — kielich, hulka, poufała gawędka dobrze tłustością podlana. W potrzebie hołupiec na prędce — w to graj! ale cicha, spokojna zabawa w pięknym salonie, wśród przedmiotów, których wdzięku i wartości pojąć nie mógł, była strasznie trudnem zadaniem.
Zręby stały w pośrodku dóbr państwa Piotrów, nad brzegiem spławnej rzeki, jednej z tych arteryj Wołynia, któremi płynie handel, pieniądze i życie. Była to rezydencja niemal wspaniała, murowany dom piętrowy, ogród nad brzegiem rzeki, pomysłu Miklera; w koło przepyszne budowy gospodarskie, młyny, browary, krupiarnie, owczarnie, murowane, nietylko wygodne ale piękne.
Samo miejsce było prześliczne, zdala można je było wziąć za miasteczko, tak świeciło świeżemi murami,
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.