Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

tak pięknie błyszczał nad nim kościołek wdzięczny i kształtny, kapliczka i nowa wspaniała cerkiew na wzgórzu — kilka karczem, różne gospodarskie budynki, porozrzucane umiejętnie ubierały, wielkie dając wyobrażenie o smaku i troskliwości dziedziców. Długą ulicą w końcu której stał ów dwór, dojeżdżało się ku niemu; w prawo i w lewo, po za cienistemi kasztanami i lipami stały porządne domki oficjalistów i rezydentów, uśmiechnięte ogródkami kwiatowemi i tak ukryte w zieleni, jakby z przed oka uciekały umyślnie. Wielka murowana brama, na której leżały dwa w Pełczy wyrobione z piaskowca lwy kolosalne, wiodła na dziedziniec pomarańczowemi drzewami, laurami, i granatami w lecie ostawiony. Wszystko aż do oficyn miało fizjonomję świeżą, czystą i wesołą; tu i owdzie przeglądała wyraźniej myśl upiększenia, dokonana zręcznie i bez przesady.
Ganek jak zwykle podtrzymywały cztery olbrzymie kolumny, stanowiące facjatę pospolitą ale nie rażącą. Po za domem prześliczny ogród, rozrosły i cienisty, na pochyłości ku rzece sadzony, sprowadzał aż ku jej wodom, kilka razy zakręcającym się wśród parku i tworzącym malownicze zakończenie. Po za rzeką widać było w całej swej krasie i przepychu, najpiękniejszy krajobraz Wołynia. Nie opodal od dworu, w jednem miejscu była wysepka szczęśliwie rzucona wśród wody, a do niej prowadził murowany wdzięcznego wzoru mostek, gdzie w pośród topoli, brzoz i złotych wierzb stał wysoki żelazny krzyż i ławka pod nim.
Taki to wszystko razem wzięte miało pozór dostatku i państwa, że pan Paweł, którego szlachecka zamożność drobno się strasznie i licho wydawała przy Zrębach, uczuł nieco zazdrości a wielce zakłopotał jak się tu potrafi znaleźć. Był on parę razy u stryja, ale zawsze nie sam, w towarzystwie, na wielkich balach i zabawach, gdzie łatwo zginąć w tłumie; — teraz musiał się z nim i rodziną spotkać sam na sam, oko w oko.