Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

Wprzódy przebrawszy się w karczmie, gdzie się dowiedział, że wszyscy są w domu, nawet pan Stanisław już z Uniwersytetu na zawsze powrócił — Paweł, śmiało nadrabiając miną, kazał zajechać przed ganek i wszedł a raczej wpadł, udając zupełną pewność siebie, naprzód do kawiarni zamiast do salonu, potem już, gdy mu drzwi pokazano, z większą jeszcze fantazją i śmiałością otworzył drzwi do pokoju, w którym cała rodzina właśnie zgromadzona była za wielkim stołem przy owocach i herbacie.
Śliczny to był widok tego okrągłego stolika, w koło którego, wedle porównania Pisma Świętego, jak oliwki dojrzałe siedziały hoże dzieci przy poważnych rodzicach. Nic tu nie psuło miłego wrażenia, jakie czyniło to gronko rodziny, uśmiechnione szczęściem którego doznawało.
Pokój, którego okna wychodziły na ogród i rzekę, był skromny, ale miły, cały ubrany w kwiaty, pielęgnowane ręką kobiet, zastawiony krosienkami, zarzucony książkami i robotami. Dwa stoły, w dwóch przeciwległych jego końcach, kilkanaście krzeseł, dwie kanapy i dwa wielkie obrazy Suchodolskiego, wyobrażające Jana IIIgo pod Wiedniem i Władysława Jagiełłę pod Grunwaldem, zdobiły go tylko. Przy jednym z tych stołów, w chwili wejścia pana Pawła, siedzieli wszyscy. Na czele podstarzały już ale wspaniałej i narodowego typu twarzy mężczyzna, którego niebieskie oczy, słodyczy pełne, usta kształtne i wyrazem dobroci namaszczone, wszystkie rysy regularne i pogodą jaśniejące, od razu za serce chwytały. Wysoki, silny, rumiany i zdrów, w siwych włosach zawcześnie posrebrzonych, wyglądał jakby się przebrał, tak malinowy rumieniec zdrowia kwitł na jego policzkach, tak rzeźwo błyskało oko niezmarnowanem życiem. Wyraz otwartości, wesela, pokoju, panował tej pięknej twarzy; rzekłbyś stary portret pradziadów, wyjęty z ramy i ożywiony czarodzieja tchnieniem.
Obok równie piękna, bladawej ale marmurowej białości twarzy, pociągłych rysów, z piwnem okiem, spo-