Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

zdaje, że kto do dziewięciudziesiąt lat tak przeżył, nie potrafi się już na starość przemienić. Ale szkoda, dla nas zwłaszcza ubogich, tego co słusznie na nas spaśćby powinno, a co nam trutnie i pochlebcy wyrwą.
Pan Piotr uśmiechnął się.
— Wiele widziałem na świecie — rzekł — ale mi się nie zdarzyło nigdy spotkać bogatego krewniaka, na którego spadek wcześnie ostrzą zęby, żeby figla swoim następcom nie wyrządził...
— Toby dla nas ubogich — z przyciskiem powtórnie wymówił Paweł — było bardzo ciężkie.
Pan Piotr zdawał się powoli wchodzić w nieprzepartą myśl bratanka.
— Zapewne — rzekł — i tego szkoda, co mieć możecie, zwłaszcza poczciwy Samuel, który się tak frasuje o los Rotmistrza. Samuel myśli widzę, że trzebaby się nam wszystkim zebrać, poradzić, kogoś wybrać i w pomoc mu wysłać. Bardzoby to dobrze było, ale powiedz mi czy można familję zwoływać? Rozejdzie się to między ludźmi, dojdzie do Kasztelanica, obrazi go i od nas jeszcze bardziej odepchnie; zausznicy wystawią mu to jako chciwość przedwczesną i zohydzą nas w jego oczach. Familja nasza tak rozrzucona, tak różnorodna... to niepodobna!
— Więc niech stryj sam poradzi.
— Nie jestem od tego, żeby nie pomówić o tem z krewnymi, ale ich zwoływać, konsyljum robić takie, to do niczego nie prowadzi. Chciałbym tylko Samuela.
— Pan Samuel nie może wyjechać ze Strumienia, mówił to bratowej.
— A więc pomówimy z Pobiałami.
— Stryj więc uważa — zagadnął ścinając usta Paweł, że i oni... należeć będą...
— A powiedz-że mi jak należeć nie mają? — oburzył się pan Piotr. Jeśli to ma spadać na nas, to i na nich równem prawem. Nie pytam o pisane prawo, ale o to uczucie sprawiedliwości, które jest w sercu każdego człowieka! A gdyby na nas co spadło, odsą-