godny smutek i wesołość smętną, szczególnym pociągała urokiem, gasząc na chwilę świeższe, ale mniej myślą głęboką, mniej geniuszu jakiegoś znamieniem nacechowane panny Piotrówny. Wśród nich wyglądała jak natchniona Korynna, którejby entuzjazm wieszczy przelał się w cichy pietyczny smutek i omglone głęboką myślą marzenie. Z oczu jej, z ust, ze słowa i wejrzenia tryskała myśl promieniami, których ciepło czuli mimowolnie otaczający.
August i jego żona powitali Pawła jako krewnego, nadzwyczaj uprzejmie, może aż nadto grzecznie, ale wcale nie przybliżając się do niego; jednak parafianina naszego, który wszelką oznakę brał za dobrą monetę, grzeczność ta Pobiałów wielce chwyciła za serce.
Zaraz za niemi przyjechał śliczną nejtyczanką, czterema końmi karemi, pan Tomasz Pobiała, ów wędrowiec i miły hulaka, bez którego nie było zabawy, nie było obiadu, tańca, wieczoru ani gry w sąsiedztwie. Tomasz był piękny w swoim rodzaju, jak siostra, ale więcej na nim wiek i namiętności znać było; twarz prześlicznych rysów straciła już świeżość, zwiędła i poczynała nieznacznie ściągać się i marszczyć; oko obwiodło się obwódką ciemniejszą, blask jego przygasł; tylko usta pozostały wdzięcznie i przyjacielsko uśmiechnięte.
Wytworniś, lekki, zgrabny, w ruchach był jeszcze tak młody, jakby ledwie trzydziestu lat dochodził. Zaledwie wpadł, ledwie się przywitał, rzucił kapelusz i rękawiczki — panny go zaraz obstąpiły, Staś go pochwycił, wszyscy obiegli, żeby układał, obmyślał, pomagał do urządzenia wieczornej zabawy. Pan Tomasz ochoczo wziął się do złożenia wielkiej rady z pięknemi panienkami, bo dla nich był zawsze niesłychanie grzeczny, a pani Piotrowa mimowolnie zaczęła myśleć o stopniu pokrewieństwa i zgodności roku 22 z rokiem niewiadomym pana Tomasza, bo już go po trosze z Józią swoją swatała ile razy ku niej się zbliżył, ucho matczyne, serce, oczy, biegły ku nim, by rozeznać, odgadnąć co tam mówili ze sobą; usiłowała wybadać
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.