Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

ścią w stół — myślą, że my już tak głupi i dobroduszni, że się damy lada czem zbyć! O! o! nie! poczekacie ruski miesiąc — będzie potrzeba procesu, no! to proces!
Pan Paweł spojrzał na żonę i pomiarkował, że za daleko zajechał, chcąc zwalić winę swej nieszczęśliwej wyprawy na ludzi.
Gniewne jej usposobienie kazało mu się lękać, by za przybyciem obiecanem pana Piotra, Julja zbyt źle bogatego i wiele znaczącego u ludzi stryja, nie przyjęła; począł się więc cofać powoli.
— Juściż znowu — rzekł — tak dalece — bo widzisz moja duszko... oni nie są tak źli.
— A! ty ich już myślisz bronić, dobra duszo! porzuć to, porzuć — przerwała Julja, — ja ich wszystkich znam; ja wiem co to są bogaci krewni. Mój ojciec Mizner, miał krewnego, prawie że krewnego w Inflantach, bo się nazywał tak jak my, tylko że był baronem. Otóż jeździł raz aż do niego, do tych Inflant — prawda, że nie wiedział w jakim stopniu byli pokrewieństwa — ale co myślisz? wyprawili go z kwitkiem, jeszcze nawet co na podróż stracił ojciec, i tego mu nie wrócili, choć ten Mizner bogaty był jak Kreza (tak nieboszczyka Krezusa nazywała zwykle Julja).
Prawdziwie — dodała w sposób komentarjusza, panna Hiacyntha — ci panowie to są bryły kamieni; rzekłbyś że złoto, które ich szczęście stanowi! natury im swojej zimnej i twardej udziela!!
Wyrzekłszy to poetyczne porównanie spojrzała zwycięzko, ale któż miał jej okazać potrzebne współczucie, gdy wszyscy tak byli zajęci sprawą familijną! Poszło więc i utonęło w zapomnienia fali, szczytne formą i myślą porównanie guwernantki.
— W końcu — rzekł mąż — pan Piotr tak łaskaw, że przyrzekł nas wkrótce z synem odwiedzić; będzie tu w tym tygodniu jadąc do Strumienia. Powiedział mi nawet, że chce syna zaprezentować i polecić familji — to są jego własne słowa. — Już to że grzecz-