Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

łów, bo niestety, zapowiedziane odwiedziny miały przypaść w ciągu tygodnia, a gdy tyle jest do zrobienia, czas tak leci. Wysłano tegoż dnia dwóch posłańców po robione kwiatki, po wstążki, tiule, po przyprawy do potraw i dla Petry. Głowy się tak paliły, że panna Hiacyntha zajęła się zaraz robieniem sobie świeżego stroika, w którym jeszcze dziwniej miała być podobną do tych poczwar, które gotyccy rzeźbiarze rozrzucali na sklepieniach i słupach starych katedr; Julja ściskała gorset, a Petra moczyła rączki żeby były bardzo białe.


IV.

W maleńkim domku pana Hieronima, pod słomianą strzechą ubóstwa poczciwego, które się kłamanym nie chciało okrywać blaskiem, panował spokój przerywany chyba troską o to jutro, które zanadto chrześcjan dręczy. W tym niepokoju o chleb powszedni, jest w nas coś jeszcze pogańskiego człowieka.
Cóż tu brakło do zupełnego szczęścia, wśród zgody, pokoju, miłości, wśród hożo i wesoło rozwijających się dzieci? chyba majętności co by to jutro złocąc troskę o nie zsunęła z czoła rodziców. Hieronim rozumniejszy był w tem od żony, a nade wszystko odważniejszy; mało kto jak on potrafił by wytrwać nieugięty, niezłomny, niezniecierpliwiony tysiącem drobnych ukłuć losu, które się może srożej swą nieustannością czuć dają, niż wielkie klęski. Z uśmiechem przyjmował krzyże, pocieszał żonę i szedł pracować, a gdy biedna kobieta, co sobie nieustannie i swojemu zamążpójściu przypisywała wszystkie biedy, spadające na Hieronima — płakała, on ją nieraz pocieszał i krzepił temi słowy:
— Spojrzyj na rozum chłopa, a zawstydzisz się. W obec Boga, taki on człowiek jak i my; czy on się trapi dziećmi, sobą? robi co może, i wesoło dźwiga brzemię,